Światło Nadziei

Światło Nadziei

Wyrośliśmy w przekonaniu, że Boże Narodzenie to chrześcijańskie święto radości. Jednak historia temu przeczy: to nic innego, jak Szczodre Gody, obchodzone przez Słowian od momentu przesilenia, czyli z 20 na 21 grudnia, aż do końca roku. 



W podobnej formie obchodzili je również Germanie i Celtowie, ludy silnie związane z magią i kultem Natury. Głęboka ciemność i zimno zrodziły potrzebę czczenia światła jako boskiego pierwiastka istnienia.
Bez światła, bez Słońca nie ma życia, dlatego Słowianie nazwali ten czas Świętem Zimowego Staniasłońca. W tamtych czasie gromadzono się w chałupach, obdarowywano jabłkami, orzechami, plackami. Siadano przy ogniu, śpiewano stare pieśni, opowiadano historie. To był czas wróżb i magii. Dwa światy - żywych i umarłych - zacierały się wtedy, a duchy żywiołów oraz ludzi krążyły wokół domostw. To właśnie dla nich zostawiano na stole puste nakrycie. Zwyczaj ten przetrwał do dziś. Co prawda teraz mówimy, że ten dodatkowy talerz jest dla niespodziewanego gościa, jednak według wierzeń w tamtym czasie tworzył się na Ziemi pewnego rodzaju portal, a duchy zmarłych mogły swobodnie przechodzić z jednej strony na drugą.
To właśnie z tego powodu palono wówczas na cmentarzach (i nie tylko) ogniska. Ogień miał ogrzać zziębnięte dusze przodków.
Również inne zwyczaje chrześcijańskie zostały zaczerpnięte od pogan: choćby choinka, którą kiedyś w słowiańskich izbach zastępował tak zwany diduch.
Był to snop żyta ustawiony w kącie izby. Ozdabiano go głównie jabłkami, orzechami, suszonymi kwiatami i pieczołowicie przechowywano aż do wiosny. To z niego trzeba było zacząć siew, by zbiory były obfite.
W tym samym czasie, kiedy nasi słowiańscy przodkowie „szczodrze godzili”, Germanie i Celtowie obchodzili Yule - Święto Światła.
Do dziś w całej Skandynawii wciąż się je mocno kultywuje. Nic dziwnego, ten obszar geograficznie położony jest tak, że światła słonecznego jest mało przez cały rok, a szczególnie zimą. Stąd wziął się zwyczaj niezasłaniania okien, malowania na biało ścian, ustawiania w oknach lamp, aby zbłąkani wędrowcy nie zgubili drogi. Święta Łucja, patronka światła, w dniu 13 grudnia mobilizuje wszystkich Szwedów, by wzięli udział w wielkiej paradzie.
Dziewczynki z wiankami na głowach ozdobionymi świecami idą przez główną ulicę miasta. W tym dniu wszyscy pieką specjalne ciasteczka i częstują się grzanym winem.
Podczas dawnych Yule odbywało się wiele magicznych obrzędów, w trakcie których składano intencje o lepsze życie, zdrowie, powodzenie. Kilkudniowy okres wspólnych zabaw i modlitw wieńczył rytuał, w którym składano dary Bogini Urodzaju Frei.
U Słowian wróżono ze źdźbła słomy. Im grubsze i solidniejsze źdźbło zostało wyciągnięte, tym bardziej owocne zapowiadało zbiory. Element sianka przetrwał do dziś - wkładamy go pod obrus podczas wieczerzy wigilijnej.
Warto świętować istnienie światła jako przeciwieństwa mroku i nadziei na nowe życie. Stawiajmy zatem na parapetach świeczniki adwentowe, zapalajmy latarenki, świece.
Naturalne światło, ma na nas szczególny wpływ, zwłaszcza w tym grudniowym czasie, pełnym cudów, spełnionych próśb, wysłuchanych modlitw.
Jednym z symboli cudu jest poinsecja, czyli gwiazda betlejemska - imponujący kwiat o czerwonych liściach. Wiąże się z nią pewna legenda.
W czasach, gdy Jezus uzdrawiał i głosił słowa miłości przychodziły do niego tłumy ludzi. Pielgrzymi prosili o pomoc, ale również dawali coś w zamian, aby energia była wyrównana. Do świątyni przybyła także mała dziewczynka, która nie miała zupełnie niczego, a chciała prosić o uzdrowienie śmiertelnie chorej mamy. Zanim weszła do środka zerwała po drodze kilka zielonych gałązek. Kiedy stała w długiej kolejce potrzebujących, jej czyste serce i święta intencja sprawiły, że gałęzie zakwitły na czerwono.
Od tamtej pory poinsecja to kwiat spełniania szczególnych życzeń.

Ślę więc życzenia Szczodrych Godów!


Dieta życia: sprawdź czy ją znasz. cz. II

Dieta życia: sprawdź czy ją znasz. cz. II

Z wachlarza najlepszych diet warto wybrać tę najzdrowszą dla siebie. 


W pierwszej części omówiliśmy krótko dietę zgodną z grupą krwi, dietę Diamondów oraz lamów tybetańskich. Teraz kolejne propozycje, które zasługują na miano Diety Życia.

Jako pierwszą, warto przypomnieć dietę paleo. I chociaż w żaden sposób nie jesteśmy już w stanie jeść tak, jak ludzie w epoce paleolitu, jednak możemy - analizując wcześniej ich sposób życia - przenieść choć w części te zasady do współczesności. Ludzie karmili się tym, co udało im się upolować i uzbierać, a zatem - bez domieszek, dodatków, imitacji. I taką zasadę warto przyjąć i stosować się do niej. W tamtych czasach nikt także nie przestrzegał diet, nasi przodkowie jedli wtedy, gdy czuli głód. Dużo się ruszali - to także jest ważny aspekt. Żywność w pierwotnej postaci, unikanie zbóż, nie przejadanie się i odwrotnie - odejmowanie sobie od ust - oto główne zasady diety paleo.

Jego autor, dr Loren Cordain, proponuje dopuszczenie w pierwszym tygodniu diety trzech posiłków, które odbiegają od tej koncepcji, w drugim - dwa, w trzecim już tylko jeden. Posiłki generalnie powinny być zasadowe, dodatkowo trzeba je wzbogacać o kwasy omega 3 i omega 6.

Dieta według zasad Biogeniki, dzieli produkty na cztery grupy. Pierwsza, najważniejsza, to grupa produktów określanych jako biogeniczne, zawierające żywą energię: orzechy, nasiona, pełne ziarna, najlepiej kiełki. Surowe produkty powinny stanowić 30 proc. naszego codziennego żywienia. Kolejna grupa - produkty bioaktywne – czyli podtrzymujące życie, to 40 - 50 proc. całości codziennego wyżywienia. Należą do niej surowe owoce i warzywa, zioła, naturalne przyprawy. Następnie artykuły biostatyczne, czyli żywność najbardziej tradycyjna: produkty zbożowe i mączne, gotowane warzywa, drób, ryby, chudy nabiał. Autorzy diety biogenicznej zwracają uwagę na fakt, iż produkty biostatyczne zwalniają procesy życiowe, dlatego nie powinny przekraczać 25 proc. całości wyżywienia. I w końcu ostatnia grupa, pod nazwą biocidic, czyli żywność biobójcza, paradoksalnie gości na stołach najczęściej, gdyż jest tania, przetworzona, pochodząca z upraw i hodowli nieekologicznych. Należą do niej: biała mąka i biały cukier, tłuste wyroby nabiałowe, gotowe produkty z dużą ilością soli i konserwantów… Spożywanie takich pokarmów zatruwa i zakwasza organizm. Ponieważ nie dają one energii, więc jemy je w nadmiarze, co prowadzi do nadwagi i otyłości.

Dla tych, którzy rozumieją jak ważne jest odpowiednie trawienie, idealna będzie dieta sekwencyjna. Jeśli się na nią decydujemy, zacznijmy dzień od posiłku, który zawiera maksymalną ilość wody, bo wtedy trawienie jest najkrótsze i co za tym, idzie, nie marnujemy cennej energii potrzebnej do działania. Pokarmy z małą ilością wody jemy na koniec dnia.
Pilnujemy, aby nie mieszać produktów z różnych grup. Jeśli jemy na przykład rybę, to później musimy odczekać co najmniej dwie godziny, zanim organizm strawi ją w całości. Dopiero wtedy jemy owoc, warzywa czy nabiał.

Dieta z indeksem glikemicznym, oznacza, że zwracamy uwagę na wysokość indeksu glikemicznego spożywanych dań. Niektóre z nich powodują szybki wyrzut cukru do krwi, inne robią to powoli, co skutkuje uwalnianiem w jelicie cienkim hormonów sytości, a przez to dłużej nie czujemy głodu. Jeśli produkt oznaczony jest liczbą 70, to znaczy, że jego indeks jest wysoki. Te na poziomie np. 50 – mają indeks niski. Wybierajmy zatem takie, które nie podnoszą gwałtownie cukru. Tu wskazówki są proste. Im bardziej przetworzony produkt, tym wyższa wartość glikemiczna. Im bardziej naturalny - niższa.

I ostatnia z palety najlepszych diet - dieta chronobiologiczna, czyli jedzenie zgodnie z rytmem biologicznym. Jej autorzy wykazali, że pewne produkty, jedzone w określonych porach dnia mogą pomóc lub zaszkodzić. Podzielili zatem dobę i spożywane pokarmy na dwie części: dzienną i nocną. Na przykład, rzodkiewka jedzona w Polsce głównie na śniadanie, jest warzywem, które powinno się spożywać po godzinie 15. Z kolei pomidory, które wiele osób je na kolację, mogą zakwaszać organizm, dlatego jemy je tylko do godziny 15.00. Ważne zasady: owoce spożywamy na pusty żołądek lub do godziny 15.00, jednak wydzielone „owoce nocy”, czyli banany, gruszki, jabłka, arbuz, awokado spożywamy od 19.30 do 21.00. Najlepsze godziny posiłków, to: śniadanie między 6 rano a 9, obiad: 4 - 6 godzin po śniadaniu, podwieczorek, 4 - 6 godzin po obiedzie i kolacja: 1,5 - 3 godzin przed snem.

Analiza powyższych diet i dostosowanie ich do indywidualnych przekonań, preferencji, stylu życia pozwoli wybrać sposób żywienia, który będzie dla nas najlepszą możliwą Dietą Życia.

Dieta Życia: sprawdź czy ją znasz. cz. I

Dieta Życia: sprawdź czy ją znasz. cz. I

Jedzenie. Pokarm. Żywność. Diety. Dla większości, jeśli nie dla wszystkich ludzi, kryją się za tymi słowami wielkie emocje. Bo nasze przetrwanie, zdrowie i świetna kondycja zależy od tego, co nakładamy na talerz. 


A także w jakich ilościach. I w jakiej kolejności. I tu właśnie zaczyna się wśród znawców i amatorów burzliwa dyskusja, co jest naprawdę zdrowe, „co po czym”, a czego najlepiej nigdy nie tykać. Najlepiej widać to w „modzie dietowej”, która podlega takim samym mechanizmom, jak każda inna moda społeczna. Kiedyś, gdy jedzenie nie było tak chemiczne i przetworzone, nikt nie zawracał sobie głowy doborem produktów. Jedliśmy to, co było dostępne, co wyrosło w przydomowym ogródku, co udało się zdobyć w sklepie.

Później przyszły czasy „ulepszania”, produkowania na wielką skalę, ważny stał się zysk, a nie człowiek oraz jego zdrowie i witalność.

Manor House Spa to miejsce, w którym do dobrej kuchni i prawidłowego żywienia przywiązuje się wielką - nomen omen - wagę.

Stąd opracowanie autorskiej „Diety Życia”, która opiera się na wybranych najzdrowszych i najlepiej zbilansowanych dietach, które uzupełniają się, choć bazują na różnych stylach żywienia. Poznanie jej, to równoczesne zgłębienie kilku ważniejszych „myśli kulinarnych”, zdrowotnych trendów, koncepcji życia bez chorób.

Dieta, która odniosła wielki sukces, a w Japonii, Chinach i Korei wciąż jest niezwykłe popularna, dotyczy żywienia według grupy krwi. Opiera się na odkryciach, iż każda z czterech grup krwi zawiera inny zestaw antygenów, co tworzy inny „charakter” krwi, a co za tym idzie, inny metabolizm, inną reakcję na stres, inne potrzeby żywieniowe. W skrócie można podsumować ją tak:
Najlepsza dla grupy A jest dieta wegeteriańska, posiadacze grupy B powinni zrezygnować z drobiu, wołowiny i wieprzowiny, grupa AB, podobnie jak B nie powinni jeść wyżej wymienionych mięs, ale zastąpić je rybami, owocami morza, tofu, nabiału. Wszyscy „zerówkowicze”, mogą natomiast bezkarnie spożywać czerwone mięso, bo im właśnie ono w ogóle nie szkodzi.

Warto zweryfikować te odkrycia na podstawie obserwacji samego siebie. Jeśli jesteśmy w grupie A, to jak się czujemy, gdy zjemy mięsny posiłek? Może w ramach tych obserwacji zapiszmy swoje odczucia. Tak samo, kiedy zjemy wyłącznie pokarm roślinny. Porównanie pozwoli wyciągnąć logiczne wnioski. Stosowanie diety zgodnej z grupą krwi przez dłuższy czas, pokaże realnie co jest dla nas dobre, a wtedy warto się jej trzymać. Jeśli nie spełni naszych oczekiwań, sięgnijmy po inne propozycje z karty Dieta Życia.

Na przykład dieta Diamondów, zwana inaczej dietą rozdzielną, modna w latach 90-tych, sugeruje, aby uważnie przyglądać się temu, co z czym łączymy podczas jednego posiłku. Dlaczego? To bardzo proste - mówią jej twórcy, Marilyn i Hervey Diamond, amerykańscy dietetycy.

Aby strawić pokarm białkowy, potrzebujemy innych enzymów, niż do trawienia węglowodanów. Jeśli obydwa posiłki połączymy na jednym talerzu, połączą się także w naszym żołądku, co doprowadzi do fizjologicznego chaosu. Właśnie z tego powodu trzeba je rozdzielić! Podstawą diety Diamondów są świeże owoce i soki. Jeśli chcemy spróbować diety, która nie tylko odchudza, ale i odmładza, zacznijmy dzień od porcji owoców, najlepiej melona, arbuza, ananasa. Co ważne, to fakt, iż nie można ich jeść na pełny żołądek. Jest to absolutnie logiczne: owoce trawione są najszybciej, a zalegając w żołądku - gniją, co prowadzi do przykrych dolegliwości.

Warzywa surowe i gotowane, kiełki, orzechy, oliwy tłoczone na zimno to podstawa żywienia w diecie Diamondów. Jednak najważniejsze jest rozdzielenie mięsa od warzyw, nabiału od owoców tp.

Twórcy diety sugerują, by w ogóle zrezygnować ze słodyczy, a jeśli nie możemy bez nich żyć, by jeśli je samodzielnie, a nie jako deser, bo obfitym obiedzie.

Najlepiej jednak zastąpić je jednak suszonymi owocami lub miodem.

Podobna - bo również oparta o zasadę niełączenia - jest dieta lamów tybetańskich. Jak łatwo się domyślić, lamowie jadają skromnie.

Jeśli mięso, to bez węglowodanów, czyli ryżu, makaronu, ziemniaków.

Ale także owoców. Najlepiej wybrać jeden rodzaj pokarmu, np. miska sałaty z pomidorami. Albo tylko ryż. W tej diecie nacisk kładzie się na surowe pokarmy roślinne, nasiona, kiełki, orzechy. Raz dziennie - jedno żółtko. Na surowo lub gotowane. Obecny w żółtku fosfor, wspomaga pracę mózgu, jednak nie tylko. Fizyk, dr Aleksander Woźny udowadnia, że fosfor to pierwiastek unikatowy, bo zawiera vitony, czyli bazowe cząsteczki życia, a te z kolei przenoszą energoinformację. Fosfor jako jedyny z pierwiastków jest akumulatorem energii kosmicznej i zaopatruje człowieka w 95 proc. energii życiowej.

Niebawem ciąg dalszy.

Poznaj sekret, zmień świat

Poznaj sekret, zmień świat

Powszechnie się sądzi, że katedra Notre-Dame - czyli Nasza Pani powstała na cześć Matki Jezusa, Maryi. To tylko częściowa prawda. W rzeczywistości budowla została wzniesiona w hołdzie dla każdej kobiety. 



Zakon  Templariuszy, czyli Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa został założony w XI wieku przez chrześcijańskiego zakonnika Hugues de Payns. Przez kolejne dziesięciolecia organizacja umacniała swoją potęgę na wiele sposobów, przede wszystkim pomnażając swój majątek.
Templariusze zaczęli budować specyficzne katedry, ale w sposób absolutnie przemyślany. Strzelisty budynek z wieżami i oknami wypełnionymi witrażami jest dla wtajemniczonych energetyczną strukturą kobiety. Energia, jaka tworzy się wewnątrz jest implozyjna, czyli kumulująca. To znaczy, że wchodząc tam, nie tylko możemy podziwiać niezwykłe dzieła architektoniczne i malarskie, ale i dokonywać w sobie samym głębokiej przemiany alchemicznej. 
Jaką wielką tajemnicę znali Templariusze i co zostało zapisane w murach ich katedr?
Otóż, wiedzieli oni, że każda kobieta jest kreatorką życia. Z jednej strony to oczywiste, wszak to ona tworzy ze swego ciała nowego człowieka - dziecko. Jednak Templariusze wiedzieli także, że każda z kobiet ma niezwykłą moc.
Kiedy sprowadzimy to do poziomu biologii, zobaczymy jądro mitochondrialne, w którym oprócz substancji galaretowatej zwanej matriksem, jest jeszcze coś - nić. Owa tajemnicza nić występuje tylko u kobiet. Jest nieaktywna do tego momentu, w którym kobieta zda sobie sprawę ze swojej mocy. Niestety, przez tysiące lat, kobiety rodziły się i umierały bez świadomości, że posiadają w sobie świętego Graala. - W istocie, one same nim są - utrzymuje terapeuta, religioznawca, socjolog i pedagog, Marek Taran, którego wykłady na temat świętej żeńskości budzą coraz większe zainteresowanie.
Dlaczego? Bo kobieta, kiedy jest w swojej boskiej mocy, wchodzi w stan, w którym jej hormony wydzielają określoną substancję. Noszą one nazwę sekrecji.
To stąd pochodzi słowo - sekret. Kobieta może w tym momencie dzielić się ze swoim mężczyzną tym boskim balsamem, zaś on, dzięki swojej partnerce, może dostąpić całkowitego spełnienia i duchowej pełni.
Wówczas właśnie, w kosmicznym zjednoczeniu, obydwoje - kobieta i mężczyzna -  są w stanie podnosić wibracje nie tylko swojej rodziny, ale i całej planety. Dzisiaj, poziom jej degradacji, a także ilość nieszczęścia i niesprawiedliwości jakie panuje na tym świecie wynika bezpośrednio z faktu, iż przez całe wieki kobiety były ciemiężone, traktowane z pogardą i przemocą. Tysiące lat braku równowagi między energią żeńską i męską zaowocowały takim stanem, jakiego dziś doświadcza cała ludzkość.
Według mistyków symbol róży to energia kobieca zamknięta w kwiecie, którego płatki ułożone są fraktalnie, podobnie jak w dalii, jeżówce czy kwiecie lotosu.
Zgodnie z mistyczną myślą znających sekret każda kobieta jest różą, a raczej trzema różami. Pierwsza, biała symbolizuje jej dziewczęcość i niewinność. Druga, czerwona mówi o przejściu do świata dojrzałych kobiet. Trzecia róża, czarna symbolizuje kobietę świadomą swojej mocy, tę, która dotarła do źródła i może się nim dzielić ze światem.
Ile kobiet w sposób absolutnie świadomy dotarło do tego miejsca? Wciąż za mało, by zmienić wibracje i podnieść całą planetę.
Jednak zmiana cały czas się dokonuje i tworzą ją głównie kobiety przy wsparciu tych mężczyzn, którzy nie tylko nie wypierają się istnienia w nich pierwiastka kobiecego, ale są z niego dumni.
Marek Taran, często pytany jest o rolę, jaką pełnią w świecie mężczyźni.
Bo skoro to kobieta prowadzi ich obydwoje do oświecenia, to co właściwie powinni robić mężczyźni?
- Kiedyś, gdy rodził się chłopiec, głoszono, że oto pojawiło się nowe Słońce - wyjaśnia religioznawca i terapeuta - Zadaniem słońca jest chronić i ogrzewać Różę, czyli dawać bezpieczeństwo swojej partnerce, aby ona miała szansę wzrosnąć, aby miała czas i możliwość wejrzeć w siebie, odkryć kim naprawdę jest, a później podzielić się z nim największym sekretem istnienia.

Zapraszam na kolejne wpisy.

Kapilaroterapia, czyli rozgrzej się i bądź zdrów!

Kapilaroterapia, czyli rozgrzej się i bądź zdrów!

Chcesz być zdrowy? Wietrz pokój i kąp się! Te wskazówki jakby żywcem wyjęto z porad leczniczych z lat 60-tych ubiegłego wieku. A jednak jest w tym głęboka logika. Jak zwykle, gdy uważnie przyjrzymy się Naturze.  




Jeśli spojrzymy na nasze choroby z punktu widzenia najnowszych, choć jeszcze niepotwierdzonych przez tak zwany główny nurt medyczny odkryć, dotyczących immunologii,   a konkretnie dotyczących mieszających się antygentów partnerów, pewne zdarzenia mogą nareszcie układać się w spójną całość.
Ale wiedza to jedno, a praktyczne działanie - drugie.
Co zrobić, by mówiąc w dużym uproszczeniu, „niepasujące” do siebie płyny ustrojowe, nie sklejały się i nie powodowały powikłań, a także nie indukowały chorób, które medycyna określa jako te o nieustalonej etiologii?
Dobrze w takim przypadku zainteresować się kapilaroterapią.
Co to takiego kapilary? Nic innego, jak cienkie, wyjątkowo cieniutkie naczynia włosowate, które ma każdy człowiek. Są absolutnie wszędobylskie, bo docierają do każdej komórki naszego ciała. I mają niezwykle ważne zadania do wykonania. To właśnie dzięki nim dochodzi do wymiany między krwią, a tkanką zarówno gazowej, jak i składników pokarmowych, hormonów, witamin oraz zbędnych składników przemiany materii. Można obrazowo powiedzieć, że to, czego nie da się usunąć z organizmu przez krwioobieg i układ chłonny, „utyka” na końcu naczyń włosowatych. One są czymś w rodzaju mety, do której dobijają wspomniane wyżej substancje.
Warto także wspomnieć, że życie, to ciągła  wymiana płynów między komórkami, a także wewnątrz nich. Gdy ruch jest spowolniony, dochodzi do zakłóceń w pracy organizmu. Kiedy następuje całkowita blokada, pojawia się poważna choroba.
Jaka? Według Daniela Rose, autora książki „Kapilaroterapia" - niemal każda. Odczucie chłodu, pocenie się kończyn, bladość skóry, drętwienie, choroby skóry, atrofia  - wszystko są to różne przejawy niewystarczającej cyrkulacji w kapilarach - pisze autor - Choroby infekcyjne, onkologiczne, reumatyczne -  one wszystkie mają jedno źródło,
A zatem, jak sobie pomóc? Jakie praktyczne kroki poczynić, żeby uwolnić się od cierpienia i nie przysparzać nowego?
Skuteczną metodą są… kąpiele i terapia ciepłem. 
Czy to może być aż tak proste? - zdziwią się niektórzy.
A co, jeśli tak? Dla człowieka najlepsze jest to, co najprostsze. Tylko zapomnieliśmy o tym w świecie pełnym drogich medykamentów, inwazyjnych zabiegów, leków, dzięki którym bogacą się firmy farmaceutyczne.
Jeśli zatem ktoś logicznie proponuje prosty zabieg, budzi się w nas wątpliwość, a może nawet podejrzliwość. Tymczasem pozornie zwyczajne, lecznicze kąpiele przywracają naszemu organizmowi właściwy rytm.
Wystarczy uświadomić sobie, że w zdrowym ciele wszystko jest rytmiczne: oddech, puls, skurcze kapilar, uwalnianie tlenu, reakcje chemiczne.
Jeśli są w równowadze, jesteśmy zdrowi. Dla „złapania rytmu” z pomocą przychodzi ciepło.
Możemy zadziałać nim na wiele sposobów. Niezwykle skuteczne jest dozowanie coraz większych dawek ciepła, czyli na przykład, zaczynając kąpiel od temperatury 36 stopni i dolewając gorącej wody - stopniowo zwiększać rozszerzanie kapilarów. Uwalnianie toksycznych składników, jednocześnie przywraca „dostawę” tlenu oraz innych substancji odżywczych do dotkniętych stanami zapalnymi miejsc, co szybko regeneruje komórki i odbudowuje tkanki.
W zależności od schorzeń i potrzeb, korzystne będą kąpiele np. z siana, które rewelacyjnie usuwają napięcia nerwowe, palpitacje serca, bezsenność, itp.
Z kolei te z wyciągiem z orzecha włoskiego dobre będą na wszelkie choroby skóry, zaś kąpiele z ałunem zalecane są przy żylakach i owrzodzeniach.
Postępujący paraliż można leczyć kąpielami hipertermicznymi. Autor „Kapilaroterapii” przekonuje, że badania, które były prowadzone wśród paralityków zaszczepionych szczepionką przeciwko malarii, doprowadziły do śmierci 35 proc. osób, które się im poddały. Wśród tych, którzy korzystali z pozornie prostego zabiegu hiportermicznego nie umarł nikt.
Kąpiele terpentynowe bardzo skutecznie otwierają wysuszone, wysepki w tkankach, co skutkuje przypływem tlenu i drenażem potrzebnym, aby wydalić wszelkie metabolity. Efekt? Odżywione, natlenione, a tym samym odmłodzone tkanki. To właśnie cel każdego człowieka, który szanuje swoje ciało i jak najdłużej chce pozostać w dobrej formie.

Siedem poziomów świadomości - pól torsyjnych - według Szypowa

Siedem poziomów świadomości - pól torsyjnych - według Szypowa

Siedem poziomów, siedem spójnych ze sobą światów. Poznajmy teorię Gienadija Szypowa, bo już za chwilę może stać się ona oczywistością.  



To jasne, że geniusze wykraczają poza czas, przestrzeń i możliwości rozumienia ludzi, z którymi dzielą planetę. Nikola Tesla miał powiedzieć kiedyś: „Ciężko jest dać nieograniczoną energię ograniczonym umysłom”. Czy teraz mógłby coś podobnego rzec Gienadij Iwanowicz Szypow, rosyjski fizyk kwantowy, którego teoria siedmiu poziomów istnienia została wyśmiana przez kolegów po fachu, a on sam zmuszony do zejścia do naukowego podziemia? - Wszechświat jest wypełniony energią po brzegi. Jest ona niczym zamrożony wodospad. Wystarczy tylko znaleźć sposób na odmrożenie wodospadu, a świat raz na zawsze zapomni o problemach energetycznych” - powiedział Szypow. Nie mogło się to spodobać tym, którzy czerpią nieprawdopodobne zyski z wydzielania współmieszkańcom Ziemi energii, która ogrzewa, oświetla oraz wprawia w ruch, wszystko to, co chcielibyśmy, aby w nim było.
A zatem czego dotyczy odkrycie Szypowa? Otóż stworzył on tak zwaną teorię próżni i udowodnił (tak!), iż istnieje 7 planów rzeczywistości. Oto one:
1. Ciało stałe.
2. Ciecz.
3. Gaz.
4. Plazma.
5. Próżnia.
6. Pierwotne pole wirowania.
7. Absolutne „Nic”. 
O ile od punktu pierwszego do czwartego nikt z naukowców nie wnosił zastrzeżeń, tak już poziom piąty nie mieści się - póki co - w ludzkich umysłach.  Czy to możliwe, że w przestrzeni tej znajduje się ogromna, nieograniczona wręcz ilość energii, a my o tym nie wiemy? Naprawdę wykorzystanie zaledwie jej 1 cm3 mogłoby zaspokoić dziesięcioletnie potrzeby wszystkich ludzi na naszej planecie? W twierdzeniach Szypowa coś musi być, bo mimo odstawienia go na boczny tor, od początku lat 90-tych, rząd korzysta z wynalazków geniusza, a sale wykładowe - kiedy tylko dzieli się swoją wiedzą - wypełniają się po brzegi. I to nie tylko zwolennikami jego teorii, ale również naukowcami z tytułami profesorskimi.
Ci pierwsi twierdzą, że kiedyś uważane za niemożliwe do skonstruowania perpetuum mobile - mieszczące się w dwóch dłoniach urządzenie, które działa nieustająco, choć nie da się wskazać źródła energii - istnieje naprawdę  oraz, że storzył je Szypow.. Na razie nie jest dostępne dla zwykłych ludzi, jednak ludzka świadomość wciąż rośnie, istnieje więc szansa, że urządzenie zostanie wykorzystane do celów, które wszystkim przyniosą dobro, a wibracja świata dzięki temu znacząco wzrośnie.
Kolejny, szósty  poziom świadomości wg teorii Szypowa zakłada istnienie pierwotnych pól wirowania, zw. pól torsyjnych. To miejsce, gdzie tworzy się kosmiczna świadomość. Tu właśnie ruch wirowy przestrzeni przenosi informacje. Trudno wyjaśnić precyzyjnie ten proces, gdyż nauka dopiero szuka odpowiednich wyrażeń do opisania tych zjawisk. Gdybyśmy jednak chcieli przełożyć to na nasz codzienny język użytkowy, to trzeba byłoby sobie wyobrazić coś w rodzaju wirów energetycznych, na których osadza się myśl. W tej przestrzeni myśl jest materialna, „utwardzona” i stała.
Osoby zajmujące się ezoteryką i widzące energię (aurę), prawdopodobnie powiedziałyby, że tak tworzą się egregory, czyli zbiory energetyczne (programy energetyczne) wszelkich zjawisk, które są tym większe i tym potężniejsze, im więcej się o danym zjawisku mówi, im więcej daje się im uważności. Pola torsyjne nazywane są także polami świadomości.
Ostatni, siódmy poziom, czyli Absolutne „Nic” udowadnia, że istnieje siła sprawcza tworząca wszystko. Przez ludzi wierzących nazywana jest Bogiem, przez naukowców - Najwyższą Inteligencją, Super Świadomością, Centrum Wszystkiego. W żaden sposób nie da się jej opisać słowami. A jednak udało się udowodnić istnienie tej siły w sposób matematyczny, tworząc wzór i równanie, z którego wynika niezbicie, iż taka siła była i jest niezbędna do stworzenia Wszechświata.

Zrozum swoje emocje i nie choruj

Zrozum swoje emocje i nie choruj

Dlaczego nasze emocje zapisują się w ciele i kiedy może się to wydarzyć? Zjawisko to opisane jest przez Totalną Biologię - wiedzę, której początek dał dr Ryke Hamer, odkrywca Praw Natury. 


Katarzyna od dzieciństwa zapadała na zapalenie krtani. Jej troskliwa mama chodziła do wielu lekarzy, a każdy z nich sugerował inne leki i inne zabiegi, by pomóc dziewczynce. Jednak nic nie skutkowało. Żaden z tych lekarzy nie zapytał, co dzieje się w życiu dziecka, jakie przeżywa emocje, czy doznała jakiejś traumy, a przede wszystkim: czego się boi, gdyż krtań powiązana jest ze strachem. Dla każdego z lekarzy prawdopodobnie krtań istniała niejako „osobno” - poza emocjami osoby, która przecież jest jej właścicielem.
Wiele lat temu mało kto mówił o somatyce, o tym, że wszystko, co nas  „dotknęło do żywego”, może po pewnym czasie pojawić się na ciele.
 Dziś już jest to dla większości osób oczywiste. A jednak wciąż nie łączymy naszych schorzeń w sposób celowy i precyzyjny z chorobami, jakie „nam się przytrafiły” - jak zwykło się mówić o chorobach.
Dlaczego tego nie robimy, skoro istnieje niezwykłe kompendium wiedzy, jakie stworzyli dr Hamer i wszyscy kolejni lekarze oraz terapeuci, którzy rozwinęli i pogłębili jego odkrycia?
Jedną z głównych przyczyn jest strach. Boimy się, że nie przetrwamy, a kiedy zaczynamy czuć się źle, niemal każda sytuacja w życiu podpowiada nam co mamy zrobić. Spotykamy ludzi, którzy zmęczeni i przerażeni mówią o swoich chorobach, trąbią o tym wszystkie reklamy w telewizji. Bliscy, zatrwożeni o nasze życie, wysyłają nas do lekarza, który albo zapisuje leki albo ordynuje drogie zabiegi lub kieruje na operację. A wszystkim rządzi strach, brak wiedzy, ale przede wszystkim chęć zysku. Pacjent, który wyzdrowiał nie przyniesie korzyści finansowej. Podobnie jak człowiek, który umarł. A zatem, „najlepsze” co można zrobić, to utrzymywać go w stanie między życiem a śmiercią, aby wciąż przychodził po poradę i nową receptę.
Nie chodzi tu o uwłaczanie medycznym autorytetom, o podważanie zasadności leczenia farmakologicznego, które w wielu przypadkach jest absolutnie konieczne i  ratuje życie. Chodzi o odwołanie się do świadomości każdego człowieka, do jego wewnętrznej mądrości. Każdy z nas ją ma, tylko o tym zapomnieliśmy, lub raczej - ktoś chciał, byśmy zapomnieli.
Ta wiedza jest już dostępna. Trzeba tylko umieć po nią sięgnąć, chcieć się czegoś dowiedzieć, wniknąć głębiej w zjawisko zwane chorobą.
Z punktu widzenia odkryć Totalnej Biologii, każda choroba dzieli się zawsze na dwie fazy: aktywną (sympatykotonia)  i zdrowienia (wagotonia).
Problem w tym, że w tej pierwszej objawy są niewidoczne. Nie pojawia się ani gorączka, ani obrzęk, ani złe samopoczucie fizyczne. Jedyne co odczuwamy, to spore napięcie psychiczne. Określona myśl nie daje nam spokoju, dzień i noc szukamy rozwiązania danej sprawy, jakiegoś dramatu jaki nas dotknął, czegoś, przed czym nie da się przejść do porządku dziennego.
W końcu jednak nasz ciągły stres mija. Coś się zakończyło, nareszcie możemy dobrze spać, wraca apetyt, a dłonie i stopy zimne w pierwszej fazie, stają się ciepłe.
O czym to świadczy? Że właśnie rozpoczął się u nas proces zdrowienia. Jednak my, a także często lekarz, do którego poszliśmy,  myślimy, że jesteśmy chorzy. Skoro pojawiła się gorączka, coś nas boli, kaszlemy, to znaczy, że dzieje  się coś niedobrego. Oczywiście faza zdrowienia bywa trudna. jednak wszystko co się wtedy wydarza ma głęboki, biologiczny sens.
Choćby zmęczenie. Czujemy je dlatego, że właśnie rozpoczął się proces naprawy tkanek. To naturalne, że wtedy nie możemy pracować ponad siły, że powinniśmy się oszczędzać, dać szansę na regenerację. To sygnał mówiący: uważaj na siebie, poleż, wypocznij.
Wróćmy do Katarzyny, naszej bohaterki, która w dzieciństwie wciąż chorowała na zapalenie krtani. Kiedy w końcu terapeuta zadał jej to właściwe pytanie: czego się bałaś?, ona rozpłakała się i powiedziała: bałam się psa sąsiadów, niestety codziennie musiałam przechodzić przez ich podwórko. Kiedyś poskarżyłam się tacie, a on mnie wyśmiał. Powiedział, że jestem wystarczająco duża, by poradzić sobie z małym kundlem.
Mała Kasia bez przerwy doświadczała tego konfliktu. Stan zapalny - czyli zapalenie krtani, jest już fazą zdrowienia. Gdyby tata Kasi potraktował  poważnie jej lęk, nie musiałaby całe dzieciństwo brać antybiotyków.
To właśnie dlatego, wiedza biologiczna ratuje nam życie.
Poznajmy ją.


Dlaczego w Zasadzie Pareta 80/20 chodzi o… nasze zdrowie?

Dlaczego w Zasadzie Pareta 80/20 chodzi o… nasze zdrowie?


Sprawdźmy, czy jesteśmy Sekretor czy Non Sekretor. Od tego może zależeć zdrowie naszych bliskich.


Co to takiego - Zasada Pareta ? To zjawisko z ekonomii i zarządzania, które mówi o tym, iż 20 proc. badanych  obiektów zawsze związanych jest z 80 proc pewnych zasobów. Na przykład: 20% tekstu pozwala zrozumieć 80% jego treści, 20% kierowców powoduje 80% wypadków, 20% ubrań nosimy przez 80% czasu itp…

Ta zasada, ma również zastosowanie w immunologii. Okazuje się, że 80 proc. społeczeństwa należy do wydzielaczy (Secretor), zaś pozostałe 20 proc. - to niewydzielacze (Non Sekretor). 

Pierwsza grupa charakteryzuje się tym, że ich antygeny znajdują się w płynach ustrojowych, czyli wydzielinach ciała. Druga, iż antygeny są wyłącznie w krwiobiegu
Aby się dowiedzieć, do jakiej grupy należymy,  trzeba zrobić badanie na fenotyp Lewis. Koszt, to około 100 zł, ale wiedza czy należymy do pierwszej czy drugiej grupy - bezcenna.
W poprzednich wpisach opisuję przypadki jak na zdrowie i życie bliskich sobie osób wpływa przynależność do tych dwóch rożnych grup.


Syndrom Sally Clark

Syndrom Sally Clark

W latach 90-tych, była to głośna sprawa: brytyjska radczyni prawna, została skazana za zabójstwo dwójki swoich dzieci. Obydwaj synkowie zmarli śmiercią łóżeczkową. Nikomu nie przyszło do głowy, by zbadać krew matki i dzieci. 


Śmierć łóżeczkowa przeraża młodych rodziców. Wiele matek zrywa się w środku nocy, by nadsłuchiwać, czy maluch na pewno oddycha.
Do tej pory medycyna nie umiała i nadal nie potrafi jednoznacznie wyjaśnić, co doprowadza do śmierci noworodków. Jest na ten temat wiele teorii, jednak nikt nie wpadł na to, by przyczyn szukać w immunologii. A wiele, jeśli nie wszystko, wskazuje na to, że tu właśnie może kryć się rozwiązanie zagadki.

Historię Sally Clark znała cała Wielka Brytania. Gdy umarł drugi z jej synków, została aresztowana, oskarżona i skazana za śmierć obydwojga dzieci.
Do wydania wyroku skazującego przyczynił się przede wszystkim ówczesny autorytet w dziedzinie pediatrii, prof. Roy Meadow, który powiedział wówczas, że śmierć dwójki dzieci z zamożnej (czyli dbającej o potomstwo) rodziny, jest jak 1 do 73 milionów. Ten wniosek przekonał ławę przysięgłych i złamał życie Sally, gdyż kobieta popadła w obłęd, by w końcu zapić się na śmierć. Po odsiedzeniu trzech lat, została uniewinniona, ale to niczego nie zmieniło w jej życiu. Może tylko tyle, że opinia publiczna musiała zweryfikować swój stosunek do niej: z wyrodnej matki na tragiczną ofiarę błędu brytyjskiego sądownictwa.

Od tamtego czasu, niewiele odkryto na temat przyczyny śmierci niemowląt. W ubiegłym roku uznany w świecie periodyk medyczny „The Lancet” opublikował „odkrywczy” artykuł na ten temat.  Otóż według najnowszych badań, to rzadka mutacja określonego genu, doprowadza do
długotrwałego bezdechu, a ten - do śmierci.
Gdyby jednak skierować swoją uwagę w kierunku immunologii, być może efekty prac zadziwiłyby wszystkich, a wielu dzieciom uratowały życie?
Bo przecież, jeśli matka śpi z dzieckiem, które odziedziczyło grupę krwi po ojcu, nie po niej, to łatwo może dojść do wstrząsu anafilaktycznego.
Nikt nie zadał sobie pytania, dlaczego do nagłego zgonu niemowląt najczęściej dochodzi jesienią i zimą, a dzieci mają na klatce piersiowej krwiste wybroczyny. Otóż, w czasie jesienno - zimowym, nie wietrzymy pokoi tak często jak latem, a na pewno nie tak długo. Dokładne wietrzenie, to jeden z prostych sposobów na neutralizowanie antygenów.
- Dopiero kiedy poznałam teorię wydzielaczy i niewydzielaczy, wszystko zaczęło układać się w całość - opowiada Marta, bizneswoman, która nie mogła pojąć, dlaczego tak trudno było jej opiekować się swoimi dziećmi, kiedy były małe - Gdy urodził się mój syn, nie mogłam go nawet przewijać. Było mi niedobrze i słabo, często wymiotowałam. Przy córce było identycznie.
Mąż przejął te obowiązki, ja a intuicyjnie zdecydowałam, że powinniśmy mieć osobne sypialnie. Być może właśnie moja podświadoma decyzja uratowała mi życie? Mam grupę 0 Rh plus. Mąż i dzieci - grupę B. 

W książce „Rody krwi” autor, Emil Piasecki, który poświęcił temu tematowi ponad 20 lat życia, proponuje w przypadku problemów zdrowotnych w rodzinie, przeprowadzenie prostych eksperymentów.
Na przykład, jeśli u malucha zostało stwierdzone atopowe zapalenie skóry, obydwoje rodziców mogą potrzymać na nadgarstku dziecka swoje dłonie przez czas około 10 minut.  Po tym czasie, należy zaobserwować wygląd skóry. Wyraźnie „odbite” na skórze palce, to znak, że ten z rodziców, który je zostawił, ma inną grupę krwi niż dziecko i tym samym jego antygeny są odbierane jako wrogie. Tej informacji nie ma w żadnym podręczniku medycznym. Gdyby była, konieczna stałaby się zmiana podstaw immunologii i wycofanie wielu leków. Łatwo zgadnąć, że nikomu na tym nie zależy. 

Zapraszam na kolejne wpisy.

Transfuzja, której nie widać.

Transfuzja, której nie widać.

Czy codzienny kontakt z najbliższymi może zabijać? Prawdopodobnie tak, o ile nasze antygeny są niezgodne. Tysiące przypadków zdaje się potwierdzać tę teorię, jednak medycyna tradycyjna nie przyjęła jeszcze w tej kwestii oficjalnego stanowiska. 



Od roku 1901 roku, kiedy to dr Karol Landsteiner odkrył, iż ludzie dzielą się na cztery grupy różniące się posiadanymi antygenami i przeciwciałami.
To stworzyło podwaliny dzisiejszej immunologii. Badacze, Ludwik Hirszfeld i Emil von Dungern poszli dalej i odkryli prawa, na jakich odbywa się w naszych organizmach dziedziczenie grup krwi. To oni wprowadzili oznaczenia: A, B, AB oraz 0. Obowiązują one od 1928 roku na całym świecie.

Od tamtego momentu, przeprowadzanie transfuzji stało się bezpieczne.
Wiadomo, że aby przetoczyć krew od jednego osobnika do drugiego, musi być ona w 100 procentach zgodna. Co to znaczy? Że krew typu A można przetaczać tylko osobie z taką samą grupą, czyli również A. „Osobnicy B” mogą przekazywać krew tylko osobom B, id.
Aby to lepiej pojąć, trzeba zrozumieć mechanizm, jaki zachodzi podczas mieszania się składników krwi. Otóż, podczas tego procesu dochodzi do tzw. aglutynacji, czyli zlepiania się czerwonych krwinek. Jednak tylko wtedy, gdy są one ze sobą niezgodne, czyli na przykład surowica ludzi z grupą B, będzie zlepiała krwinki osób z grupą A, a dodatkowo, może je nawet rozpuszczać. Zjawisko to zwane jest hemolizą.

Przez pewien czas uważano ( część osób wciąż tak sądzi), iż osoba z grupą 0, może oddać swoją krew każdemu, ponieważ „zerówka” nie posiada antygenów, a tym samym nie powstaną przeciwciała odpornościowe.
To jednak nie jest prawda, co udowadniał Ludwik Hirszfeld, już w 1958 roku. Zjawisku temu poświęcono wiele publikacji, w których dochodzono do wspólnych wniosków: nie istnieje uniwersalny ani dawca, ani biorca.

To, co niezwykle ważne, to fakt, iż antygeny nie znajdują się tylko we krwi, ale  we wszystkich płynach ustrojowych, takich jak ślina, pot, łzy, śluz, sperma tp. Jaki z tego wniosek? Mieszają się!
Emil Piasecki, który mimo, iż nie jest lekarzem, bada i opisuje te zjawiska od wielu lat . Dlaczego to robi? Ponieważ ponad 30 lat temu, zmarła jego żona.
Kiedy odeszła, była młodą, 39 - letnią kobietą. Najpierw nie mogła zajść w ciążę, później zdiagnozowano u niej cystę na jajniku, potem zaczęły się problemy ze stawami, w końcu stwierdzono gościec. Na tym jednak nie koniec. Pojawiły się zmiany skórne, problemy z oczami.
Wiele kuracji, wiele leków, długie pobyty w szpitalu pomagały tylko na chwilę.
W końcu, kobieta zmarła na zator płucny.
Emil Piasecki sam musiał zająć się adoptowanymi dziećmi. Lata płynęły, synowie zaczęli się usamodzielniać, a on zajął się na poważnie szukaniem przyczyny, dla której jego żona tak ciężko chorowała i w końcu przedwcześnie odeszła.

Jak sam mówi, na początku było to „szukanie igły w stogu siana”. Czytał wszelkie przypadki kliniczne, ale ponieważ nie miał żadnej wiedzy medycznej, nie wszystko rozumiał. Jednak doskonale pojął sens wiecznie powtarzającej się sekwencji: etiologia choroby nie jest znana, ale będziemy ją leczyć. Jakie mogą być efekty takiego podejścia? Łatwo przewidzieć.

Na pierwszy, dobry trop w wieloletnich badaniach,  zaprowadził go… kot należący do kolegi syna, Dawida. Kiedy nastoletni, wówczas Dawid, wrócił do domu, miał silny katar i opuchliznę na twarzy. Na pytanie co wcześniej robił, odparł, że bawił się z kotem. Ale w domu Piaseckich także był kot! I nikt nie miał na niego uczulenia.
Przyczyna tego stanu rzeczy nie urodziła się z dnia na dzień, jednak w końcu  wniosek pojawił się w sposób naturalny: każdy kot jest inny! Tak samo jak pies, koń, człowiek. I antygeny, które w sobie nosi są różne, w zależności od tego, jaką ma grupę krwi.

Wspomniane wcześniej antygeny grupowe, które wchodzą w skład płynów ustrojowych reagują błyskawicznie, gdy stykają się z obcymi antygenami.
A dzieje się to przecież nagminnie: w sklepie, tramwaju, szkole, pracy.
Nie ze wszystkimi jednak osobami wymieniamy płyny ustrojowe tak, jak z najbliższymi. Bliskość i intymność sprzyja szybszej i gwałtowniejszej reakcji. Jeśli nasze antygeny są niezgodne, to wystarczy przypomnieć sobie, że nieprawidłowa transfuzja grozi wstrząsem anafilaktycznym i zgonem.

Dzień w dzień dochodzi między ludźmi do niewidzialnej transfuzji - jak nazwał ją Emil Piasecki. Stąd tak wiele chorób o nieustalonej przyczynie, stąd objawy, które na chwilę znikają, by za moment pojawić się ze zdwojoną siłą.

To nie powinno nikogo dziwić, skoro dzielimy łóżko ze swoim „zabójcą”.
Nieświadomie, powoli uśmiercamy swoich najbliższych - tak, jak stało się to w przypadku żony Emila Piaseckiego.
- Kiedy tak ciężko chorowała, chciałem jej we wszystkim pomagać, być blisko - tłumaczy autor książki
- To jeszcze pogarszało jej stan.  Gdybym wtedy wiedział to, co wiem dziś, wszystko mogło skończyć się inaczej.

Zapraszam na kolejne wpisy w tym temacie.


Krew łączy i dzieli

Krew łączy i dzieli

„To nie moja krew” - mówi się czasem o ludziach, którzy nie nadają na tych samych falach co my i z którymi trudno nam się dogadać. Dziś, coraz więcej osób jest przekonanych, że to nie tylko powiedzenie, ale prawda. W dodatku potwierdzona naukowo. 


W starożytnych Chinach, które, jak wiadomo, są kolebką wiedzy na temat ludzkiego organizmu, wiedziano o tym i bez badań laboratoryjnych.
W tamtych czasach, zanim dwoje ludzie wzięło ślub, najpierw musiało poddać się badaniu krwi, co nazywano małżeńskim testem zgodności.
Od kobiety i mężczyzny pobierano po kropli, po czym, mieszano je.
Jeśli krew się warzyła i szybko gęstniała, nie wróżyło to parze przyszłości. Jeżeli ich krew się nie dogaduje, to jak mogliby to zrobić oni sami? - zadawano retoryczne pytanie.
Niewątpliwie za takim badaniem kryło się wiele ludzkich tragedii, bo miłość, prócz biologii, to uczucie które nie ma związku z logiką. Wśród dobrze urodzonych, nie było jednak możliwości, by ci, którzy nie przeszli pomyślnie testu, mogli się ze sobą wiązać i w dodatku mieć dzieci. Wśród biedoty bywało różnie.

Ta segregacja na grupy krwi, przetrwała w Chinach całe wieki.
Od lat 70 -tych ubiegłego wieku, stała się popularna także w Japonii i Korei. A wszystko z powodu książki, którą opublikował w 1971 roku dziennikarz  Mashaiko Nomi, na podstawie badań przeprowadzonych przez prof. Takeya Turokawa w 1930 roku. Dotyczyły ona powiązania między grupą krwi, a osobowością człowieka.

O ile wyniki tych badań nikogo nie zainteresowały, tak książka okazała się bestsellerem. Teoria, jakoby ludzie z różnymi grupami krwi różnili się cechami charakteru i mieli określone osobowości, zaczęła żyć własnym życiem.
Dzięki kolejnym badaniom dokładnie określono, że osoby z grupą krwi 0,
to urodzeni przywódcy. Prawdopodobnie jest to najstarsza grupa, kiedyś mieli ją wszyscy ludzie. Zatem nic dziwnego, że według badaczy osoby, które ją posiadają, mają cechy łowców, wojowników, myśliwych.
Chętnie podejmują ryzyko, są konsekwentne, potrafią walczyć o swoje racje, bo czują się silne. Istotnie - są bardziej odporne na stres, stąd chętnie widzi się ludzi z „zerówką” na kierowniczych stanowiskach. To urodzeni liderzy i pracoholicy. Mają oczywiście swoją ciemną stronę, czyli - jak łatwo się domyślić - potrafią być autorytarne i nie znoszące sprzeciwu. Zawsze chcą mieć ostatnie zdanie.

Gdy człowiek osiadł i zaczął uprawiać ziemię, wyodrębniła się druga grupa krwi - A. Przypisana jest właśnie rolnikom i pierwszym osadnikom, pracującym na roli, zasiewającym ziemię i czekającym na zbiory.
Dlatego to właśnie skrupulatność, pracowitość i perfekcjonizm, przypisana jest „ludziom A”. Wyróżniają się mądrością, często pracują jako naukowcy i badacze, ale także artyści kreujący nowe myśli i idee. To ludzie, na których można polegać, ale gdy koś ich zdradzi lub zawiedzie, mogą być pamiętliwi, a nawet mściwi.

Grupa B - to osoby, które niegdyś zajmowały się wypasem bydła, ale też kupiectwem. Dla nich z kolei, nie ma rzeczy niemożliwych, uparcie, za wszelką cenę dążą do celu. Materia to ich mocna strona, a zarabianie pieniędzy jest prawdziwą pasją. Nie ufają intuicji, dla nich liczy się tylko to, co można pojąć i wyjaśnić dzięki rozumowi. Są asertywne, mogą uchodzić za sprytne i przebiegłe.

Z kolei AB, łączą w sobie główne nurty zarówno jednej, jak i drugiej grupy, dlatego mogą być skrajni i niestabilni, są nieprzewidywalni, mówi się o takich „człowiek - zagadka”. Mogą mieć w sobie zarówno dużo uroku osobistego, jak i specyficzną „mroczność”. Zdecydowanie pozytywna strona to taka, że w związkach są dobrymi partnerami.

Według Azjatów, każda grupa ma swoje wady i zalety, co można wykorzystywać w życiu codziennym, w biznesie, dobierając przyjaciół, tworząc zespoły ludzi, którym powierza się określone zadanie (misje naukowe, podróżnicze, sportowe), ale także, przede wszystkim łączyć się w pary.

O ile w Europie nikt nie pyta pacjenta o grupę krwi po to, by umieścić go w sali z osobami z  tym samym oznaczeniem, tak w Azji, jest to absolutnie normalne. Hematopsychologia jest rozwiniętą dziedziną wiedzy, która przynosi dochody także w handlu kosmetykami, bielizną, odzieżą, a nawet prezerwatywami. W japońskich sklepach wyróżniono osobne półki, specjalnie na kosmetyki A, B, AB i O. Psychoterapeuci o określonej grupie krwi przyjmują pacjentów z taką samą grupą, podobnie urzędnicy i wszyscy ci, którzy na co dzień mają kontakt z wieloma osobami.

Oprócz korzyści, niesie to również niebezpieczeństwo segregacji ludzi na tzw. lepszych i nadających się na dane stanowisko, i gorszych, bo według tych kryteriów nie posiadających potrzebnych cech osobowościowych, by je zająć. Japończycy i Koreańczycy już się prawdopodobnie do tego przyzwyczaili, jednak dla Europejczyka to wciąż może być szokujące.

Jeśli poznamy nowe, niezwykle prawdopodobne teorie dotyczące krwi, może stanie się jasne, dlaczego właśnie w tym kraju ludzie dożywają więcej niż sędziwego wieku.

Przez kilka najbliższych tygodni przybliżę temat dotyczący oddziaływania krwi na nas i na osoby w naszym otoczeniu.


Copyright © 2016 Alchemia Zdrowia