Idź za pragnieniem. Droga serca - lekcja czwarta.

Idź za pragnieniem. Droga serca - lekcja czwarta.

W tej lekcji na nowo przyjrzymy się naturze pragnienia. Czym jest, jak się wyraża, dlaczego się przed nim wzbraniamy i co się stanie, jeśli za nim pójdziemy? A naszym przewodnikiem będzie, jak w każdej Drodze Serca, Jezus, czyli Ten, który nie zawahał się za nim podążyć.


„Pragnienie to coś grzesznego”. „To niepotrzebny zbytek”. „Pragnienie ciągnie nas na manowce”. „Pragnienie może przysłonić nam zdobycie czegoś ciężką pracą”. Oto jakie skojarzenia ma część z nas, zapytanych z czym łączą słowo „pragnienie”. Na szczęście, udzielono także radosnych odpowiedzi. Na przykład: „Pragnienie daje nam impuls do działania. Sprawia, że chce mi się otworzyć oczy i wyjść do świata”. „Pragnienie jest niczym czucie w sobie połączenia z boskością”.

Oto jak różne może być widzenie słowa „pragnienie.” A co mówi o tym Jezus? Zamyka to w zdaniu: „Pragnienie jest wszystkim”. I ilustruje przykładem.

Wyobraź sobie, że na chwilę, z głównego aktora w swoim życiu, stajesz się jego reżyserem. A zatem siedzisz w studiu filmowym i montujesz film o swoim życiu. Od samego początku, aż do chwili obecnej. Widzisz fragmenty, które pokazują momenty, kiedy po raz pierwszy poszedłeś do przedszkola, szkoły. Kiedy starałaś się o konkretną pracę, później być może inną, lepszą. Gdy się zakochałaś i chciałaś stworzyć rodzinę. Kiedy o coś walczyłeś, zabiegałeś.

I pada pytanie: Czy za każdą czynnością jaką kiedykolwiek wykonałeś (łaś), za każdą decyzją jaką kiedykolwiek podjęłaś(łeś), nie kryje się czasem energia pragnienia? Dotyczy to także pragnienia innej osoby. Nawet jeśli sami jesteśmy w związkach, obwarowani różnymi umowami, których wszak w naszym świecie nie brakuje, czasem takie pragnienie odzywa się w nas, ale wywołuje przeważnie lęk i poczucie winy.

Dlaczego tak się dzieje? Bo jako ludzie, byliśmy uczeni, że pragnienie jest złe, grzeszne. Na przykład pragnienie materialnego dostatku, a czasem nawet luksusu, natychmiast kojarzyło się z zejściem z duchowej ścieżki. Nawet pragnienie kawałka tortu od razu wywołuje w nas lęk. Czy na pewno mi wolno? Czy to czasem nie jest rozpusta? Bo jeśli tak, to być może czeka mnie potępienie. A skoro tak, to może lepiej nie ruszać tego ciasta, choć tak apetycznie wygląda…

Ale pomyślmy o tym w ten sposób: czy moglibyśmy istnieć, gdyby Bóg nie urzeczywistnił energii swojego pragnienia? Kiedy odpowiemy na to pytanie, zrozumiemy, że pragnienie nie jest złem, ale siłą, jaka porusza całym światem. Impulsem, dzięki któremu rzeczy się dzieją. Czy to jednak znaczy, że powinniśmy iść za każdym takim odruchem? Na pewno nie! Możemy je przecież opanować, bo opanowanie nie jest tym samym, co kontrola. Ta ostatnia wynika z lęku. Opanowanie pojawia się wtedy, kiedy mamy w sobie pewność, iż możemy sobie pozwolić na każde pragnienie, jakie przychodzi nam myśl, ponieważ tylko my decydujemy o tym, czy będziemy działać pod jego wpływem czy nie. Mamy w sobie moc wyboru, wolnej woli i tego w żaden sposób nie można nam odebrać.

Jezus mówi: „Pozwól sobie poczuć, że pragnienie jest czymś, co wzbiera z głębi będącej poza tobą i że możesz na nie patrzeć z doskonałą niewinnością, z zadziwieniem dziecka. Sam zaś akt pozwolenia na pragnienie i powitanie pragnienia nie jest czymś, co odwiedzie cię od ścieżki przebudzenia, lecz zaprawdę – powiedzie wprost do Serca Boga” Czy nie brzmi to pięknie? A w urzeczywistnieniu niewątpliwie pomoże nam w tym pewna praktyka.

Kiedy się rano przebudzimy, usiądźmy na chwilę w spokoju. I zadajmy sobie pytanie: Czego w tej chwili chcę? Zapiszmy wszystko, co przyjdzie nam do głowy. Nawet jeśli wydaje się nam to absurdalne, głupie, dziwne. Nie musimy i nie potrzebujemy tego realizować. Najpierw po prostu zauważmy. „Chcę wziąć prysznic”. „Chcę wyjechać do Nepalu”. „Chcę kupić matę do jogi”. Róbmy tak przez kolejnych siedem dni. Po prostu obserwujmy. „Chodzi o to, by dostrzec, że gdy zadasz pytanie, to coś w tobie ci odpowie. A gdy ta odpowiedź przyjdzie, zauważ, że jest z nią związane pewne uczucie, pewna jakość doświadczenia, które sprawia, że twoim komórkom zachciewa się śpiewać. To jest ta energia – eliksir życia zwany pragnieniem” - oto słowa Jeszuy. Po siedmiu lub więcej dniach, spójrzmy w nasze notatki i zobaczmy, czy coś zniknęło i czy jest coś co się powtarza, jest mottem, ciągłym refrenem. Właśnie za tym powinniśmy odważnie podążyć. To właśnie droga serca, która wiedzie wprost z Umysłu Boga, więc nie ma możliwości, abyśmy idąc za tym pragnieniem, popełnili błąd.

Czas zasiewu - kobiecość

Czas zasiewu - kobiecość

Nikt nie ma wątpliwości: świat się zmienia. W tej zmianie kluczową rolę mają odegrać kobiety. Do głosu musi dojść, tłumiony przez wieki, żeński aspekt. Tylko wtedy rewolucja serc, bez przelewu krwi i przemocy, obudzi w ludziach świadomość, a to doprowadzi do pełnej harmonii. 

Nie jest to wcale utopijne marzenie, choć u wielu wywoła pobłażliwy uśmiech. Ale czy czasem kiedyś nie wierzyliśmy, że maszyny będą latać? Lub nawet w całkiem bliskiej historii: czyż nie sądziliśmy, że komunizm będzie trwał wiecznie? Nawet najbardziej szalona myśl może stać się rzeczywistością. 

Zwłaszcza, jeśli wskazują na to wszelkie znaki. A tak właśnie jest w tym przypadku. A jakie to znaki? Cofnijmy się w czasie kilka miesięcy. 

Wszyscy pamiętamy, jak wyglądały jesienią ulice polskich miast. Morze ludzi, głównie kobiet, z transparentami, ale także z dziecięcymi wózkami, balonami, instrumentami muzycznymi. Okrzyki, skandowanie, wdzieranie się do kościołów. Ale także spokojny marsz, taniec, śpiew. Każda z kobiet protestowała na swój sposób przeciwko ograniczeniu podstawowej wartości każdego człowieka: wolności. 

Czy to były tylko protesty, czy może coś więcej? Marek Taran, socjolog, pedagog i terapeuta, który od ponad 40 lat bada ukryte przekazy linii żeńskiej, podaje niezwykle ciekawe informacje, które zdają się mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Gdy oglądamy migawki wiadomości, istotnie widzimy tylko protest. Kiedy zaś sięgamy pod podszewkę, możemy ujrzeć i zrozumieć dużo więcej. 

Nigdy do tej pory, na tak dużą skalę, nie wylało się w przestrzeni publicznej tyle wulgarnych słów, wypowiadanych z tak potężnym ładunkiem emocjonalnym. Nigdy również nie zostało złamane tabu agresywnego wkraczania do świątyń i głośnego wypowiadania tam swojego zdania. Choć dla wielu ludzi było to kontrowersyjne, to według badacza Marka Tarana, miało związek z odblokowaniem czakry gardła, związanej z mówieniem, komunikacją, wyrażaniem emocji poprzez słowa. 

Zauważmy, że kobiety przez setki lat były zmuszone do milczenia. Nie mogły wyrażać swojego zdania w wielu, a czasem w żadnej kwestii. 

Te skumulowane emocje musiały w końcu zostać uwolnione. Dlaczego energia wściekłości została skierowana przeciwko kościołowi? Bo to właśnie kościół przez setki lat był głównym ciemiężycielem kobiet i ich oprawcą: wystarczy przypomnieć o koszmarze Świętej Inkwizycji i milionach kobiet, które spłonęły na stosach. 

Ta energia buntu musiała się dopełnić. I tak się właśnie stało. Jednak, aby świat mógł iść we właściwym kierunku, dalsze protesty nie mogą być oparte o męskie narzędzia działania: przemoc, walkę, agresję. Kobiety wyrażają swój protest w pokojowy sposób, poprzez taniec, śpiew, spokojny spacer, emanowanie miłością, bo w tym właśnie tkwi ich siła!  

Marek Taran podkreśla, że żadna z męskich rewolucji nigdy nie doprowadziła do zdecydowanej zmiany, zawsze tylko zmieniała się władza.  

Teraz, po upływie 2 tysięcy lat, w końcu jest inaczej. O tym, że ten czas nastąpi, wiedziały wszystkie pradawne kultury. Ponieważ znały kosmiczne cykle Ziemi, miały świadomość, że przyjdzie chwila, iż energia żeńska pod pewnymi warunkami może się odrodzić. 

Wiedzieli o tym wtajemniczeni członkowie zakonu Templariuszy. Przepowiednia dotycząca naszych czasów mówiła o pewnym znaku, jaki pojawi się na niebie, i było to także opisane w Apokalipsie. Zapowiadano to w ten sposób: „Kobieta obleczona w Słońce, nad nią korona z dwunastu gwiazd, pod jej stopami Księżyc”. 

Czy taki znak się pojawił? Tak, stało się 23 września 2017 roku i było szeroko komentowane również przez świat naukowy. 

Co to zmienia dla nas, ludzi? Chodzi o to, że gwiazda Regulus, która przez dwa tysiące lat przebywała w znaku Lwa (a Lew w swoim cieniu reprezentuje agresję i przemoc: czyż nie tego właśnie doświadczała ludzkość?) w końcu przechodzi do Panny, która mówi o władzy ludu, sprawiedliwości, mądrym podziale. Kolejny przekaz mówi, że od ukazania się na niebie tego znaku, kobieta będzie zmagać się ze „smokiem” przez 1260 dni, dopóki ten nie wypuści z siebie trujących toksyn, ale wtedy, istota żeńska, przy pomocy Matki Ziemi, całkowicie go pokona. 

Marek Taran, przypomina o jeszcze starszej przepowiedni, pochodzącej od Katarów, społeczności żyjącej w południowej Francji w XII wieku. Na rozkaz papieża wszyscy zostali brutalnie zamordowani, jednak jednej z Katarek udało się przekazać, że ich duch odrodzi się po 808 latach i będzie potrzebował jeszcze ośmiu lat, by nowe idee zdążyły się ugruntować i zapuścić korzenie w nowej matrycy ludzkości. Jeśli do roku 1209 dodamy 808 lat, otrzymamy wynik… 2017. Kolejne 8 lat, da nam rok 2025. 

Od wielu współczesnych badaczy, najczęściej fizyków kwantowych (mówi o tym między innymi dr Aleksander Woźny, którego możemy posłuchać na serwisie YouTube w cyklu „Człowiek Planety Ziemia”), dowiadujemy się, że rok 2025 będzie końcem procesu związanego z tworzeniem podwalin nowej cywilizacji. 

Dlatego, tak niezwykle ważne jest to, co teraz zasiejemy. To nie jest łatwe, zrozumieć, że wojna nie musi oznaczać tradycyjnie pojmowanej walki. 

Wojna to niezgoda na istniejący stan. Musimy przeciwko temu protestować, ale zaczynając od siebie. Jak? Poszerzając przestrzeń własnego serca, wpuszczając do niej czyste światło. Praktyczne wskazówki daje wszystkim, między innymi Beata Socha, a jej filmy znajdziemy na YouTube, na stronie „Wewnętrzny wymiar”.  



Młodość na zawsze.

Młodość na zawsze.

Nie musimy się starzeć. I nie jest to żadna przenośnia, ani motto z filmu science fiction. To może być nasza rzeczywistość. 


Wieczna młodość i zdrowie. Z jednej strony wciąż o tym marzymy. Z drugiej -akceptujemy istniejący porządek: człowiek się rodzi, dojrzewa, starzeje i umiera. Co możemy z tym zrobić? - pytamy bezradnie. Taki już jest świat. 

A co by było, gdyby się okazało, że młodość i zdrowie możemy utrzymać tak długo, jak tylko będziemy chcieli? Że zarządzanie wewnętrznymi biologicznymi procesami naprawdę zależy tylko i wyłącznie od nas? 

Raczej nie dalibyśmy temu wiary, bo wszystko w świecie zewnętrznym mówi nam, że to niemożliwe. Jest jednak wiele dowodów na to, że jeśli tylko poznamy i wcielimy w życie boskie prawa, zapanujemy nad własnymi komórkami, które nie będą ulegały rozpadowi. To zresztą żadna tajemnica, świat naukowy już dawno ogłosił, że komórki w naszym ciele odnawiają się zawsze i całkowicie co 7 lat. Wygląda na to, że najstarszy człowiek na Ziemi to siedmiolatek. 

Dlaczego więc tego nie widać? Deepak Chopra, amerykański lekarz, filozof, autor wielu książek z dziedziny medycyny holistycznej, tłumaczy to błędem w powielaniu. Owszem, komórki odnawiają się, jednak zawsze według błędnego wzoru. Aby to zrozumieć, spójrzmy na przykład z drukarką. Chcemy wydrukować tekst, jednak okazuje się, że jest tam błąd ortograficzny. Drukujemy zatem jeszcze raz. I znów to samo! I znów! Zamiast poprawić go w tekście i wydrukować dobrą wersję, naiwnie liczymy, że tym razem się uda. 

A gdzie jest ten tekst w nas? Można by go nazwać wadliwym oprogramowaniem. Zainstalowano go w naszych umysłach, a my - równie naiwnie - przyjęliśmy go za prawdę, przestaliśmy szukać i zadawać pytania. 

Na szczęście byli i tacy którzy tego nie zaprzestali. Między innymi Amerykanin, naukowiec, inżynier, odkrywca i podróżnik, Baird T. Spalding. W 1894 roku razem z grupą innych naukowców zorganizował wielką, kilkuletnią, mistyczną wyprawę do Indii, Chin, Tybetu i w Himalaje, a cel tej ekspedycji był głęboko duchowy. 

Jej członkowie chcieli znaleźć odpowiedź na pytania: skąd pochodzi ludzka rasa, co osiągnęły dawne cywilizacje, a nade wszystko zbadać cuda, jakich dokonywali tam mistrzowie duchowi, przedstawić naukowe wyjaśnienie - między innymi - ich wiecznej młodości. 

Nie tylko udało im się do nich dotrzeć, ale również solidnie udokumentować całą wyprawę. W sześciu tomach książki pt. „Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”,  która sprzedała się w milionach egzemplarzy, jej autor  Baird T. Spalding przekazuje wszystkim  zainteresowanym wiedzę mistrzów tłumaczącą między innymi „cud” ich wiecznej młodości. 

Dlaczego słowo cud zostało wzięte w cudzysłów? Bo cuda to fizyka, jakiej jeszcze nie znamy. To, co nazywamy cudem, jest tylko urzeczywistnieniem boskiego prawa obecnego wszędzie we wszechświecie. Mistrzowie, którzy nie tylko biernie towarzyszyli członkom ekspedycji, ale aktywnie pomagali w logistyce całego przedsięwzięcia, liczyli po 300, 400 lat, a ich ciała wciąż były młode, zaś włosy pozbawione siwizny. 

Więc jak to działa? 

Spalding mówi o tym tak: „Człowiek w głębi swej prawdziwej natury nie jest niczym ograniczony, gdyż jest istnością wieczną i nieskończoną. Nie istnieje dla człowieka żadne prawo starzenia ani śmierci, prócz szczególnego przypadku - jego własnych myśli”. 

I tak dochodzimy do źródła zagadki wiecznej młodości i nieśmiertelności. 

To nasze myśli tworzą zarówno nasz świat, jak i nas samych! Ciało mentalne jako kreator rzeczywistości jest siłą sprawczą wszystkiego. Szczegółowo opisywaliśmy ten mechanizm we wpisach o Prawach Hermetyzmu. Myśli wyrażają nasze przekonania. Te zaś wbudowywane są precyzyjnie w nasze umysły, odkąd człowiek dokonał w sobie wewnętrznego podziału: na zapomnianą boskość i egotyczny umysł, który kieruje go na fałszywą ścieżkę. 

Gdy rodzi się dziecko, wszyscy przewidują dla niego 70 - 80 lat życia. Ono przejmuje te myśli, co nie pozwala mu kształtować umysłu na własny sposób. Wszystko co nas otacza: ludzie, książki, które czytamy, filmy, piosenki których słuchamy, mówią nam jak wygląda świat i jak żyć, żeby się do niego dopasować. Nawet popularne, niewinne „sto lat”, również jest programem naszego ograniczenia, bo stawia nam granicę, za którą mało kto przechodzi. 

Każde świętowanie naszych urodzin, chociaż miłe, bo otrzymujemy od bliskich dowody pamięci i kwiaty, jest pewnego rodzaju odliczaniem do mety życia, z tyłu głowy czai się myśl, że znów oto jesteśmy o rok starsi. 

Jeśli uważnie przestudiujemy książki, jakie sprezentował nam Baird T. Spardling, znajdziemy tam konkretne wskazówki, dotyczące biochemii naszego organizmu. Pisze on, że najważniejszym gruczołem, który pobudza nas do życia jest tarczyca. To właśnie z tarczycą powinniśmy nawiązać kontakt, podobno mistrzowie, w tym Jezus, bardzo często kierowali swe myśli do tarczycy, która stymulowana miłością i wysoką wibracją, wciąż aktywowała całe ciało. Równie ważny jest prawidłowy oddech, bo większość ludzi oddycha płytko, co wynika ze strachu jakim przesycone jest, a może raczej było, ludzkie życie. A skoro o strachu mowa. To uczucie, które obniża maksymalnie nasze wibracje. Jeśli wybieramy zdrowie i młodość, to pierwszym krokiem jest porzucenie strachu i od tego powinniśmy zacząć. 


Copyright © 2016 Alchemia Zdrowia