Transfuzja, której nie widać.
Czy codzienny kontakt z najbliższymi może zabijać? Prawdopodobnie tak, o ile nasze antygeny są niezgodne. Tysiące przypadków zdaje się potwierdzać tę teorię, jednak medycyna tradycyjna nie przyjęła jeszcze w tej kwestii oficjalnego stanowiska.
Od roku 1901 roku, kiedy to dr Karol Landsteiner odkrył, iż ludzie dzielą się na cztery grupy różniące się posiadanymi antygenami i przeciwciałami.
To stworzyło podwaliny dzisiejszej immunologii. Badacze, Ludwik Hirszfeld i Emil von Dungern poszli dalej i odkryli prawa, na jakich odbywa się w naszych organizmach dziedziczenie grup krwi. To oni wprowadzili oznaczenia: A, B, AB oraz 0. Obowiązują one od 1928 roku na całym świecie.
Od tamtego momentu, przeprowadzanie transfuzji stało się bezpieczne.
Wiadomo, że aby przetoczyć krew od jednego osobnika do drugiego, musi być ona w 100 procentach zgodna. Co to znaczy? Że krew typu A można przetaczać tylko osobie z taką samą grupą, czyli również A. „Osobnicy B” mogą przekazywać krew tylko osobom B, id.
Aby to lepiej pojąć, trzeba zrozumieć mechanizm, jaki zachodzi podczas mieszania się składników krwi. Otóż, podczas tego procesu dochodzi do tzw. aglutynacji, czyli zlepiania się czerwonych krwinek. Jednak tylko wtedy, gdy są one ze sobą niezgodne, czyli na przykład surowica ludzi z grupą B, będzie zlepiała krwinki osób z grupą A, a dodatkowo, może je nawet rozpuszczać. Zjawisko to zwane jest hemolizą.
Przez pewien czas uważano ( część osób wciąż tak sądzi), iż osoba z grupą 0, może oddać swoją krew każdemu, ponieważ „zerówka” nie posiada antygenów, a tym samym nie powstaną przeciwciała odpornościowe.
To jednak nie jest prawda, co udowadniał Ludwik Hirszfeld, już w 1958 roku. Zjawisku temu poświęcono wiele publikacji, w których dochodzono do wspólnych wniosków: nie istnieje uniwersalny ani dawca, ani biorca.
To, co niezwykle ważne, to fakt, iż antygeny nie znajdują się tylko we krwi, ale we wszystkich płynach ustrojowych, takich jak ślina, pot, łzy, śluz, sperma tp. Jaki z tego wniosek? Mieszają się!
Emil Piasecki, który mimo, iż nie jest lekarzem, bada i opisuje te zjawiska od wielu lat . Dlaczego to robi? Ponieważ ponad 30 lat temu, zmarła jego żona.
Kiedy odeszła, była młodą, 39 - letnią kobietą. Najpierw nie mogła zajść w ciążę, później zdiagnozowano u niej cystę na jajniku, potem zaczęły się problemy ze stawami, w końcu stwierdzono gościec. Na tym jednak nie koniec. Pojawiły się zmiany skórne, problemy z oczami.
Wiele kuracji, wiele leków, długie pobyty w szpitalu pomagały tylko na chwilę.
W końcu, kobieta zmarła na zator płucny.
Emil Piasecki sam musiał zająć się adoptowanymi dziećmi. Lata płynęły, synowie zaczęli się usamodzielniać, a on zajął się na poważnie szukaniem przyczyny, dla której jego żona tak ciężko chorowała i w końcu przedwcześnie odeszła.
Jak sam mówi, na początku było to „szukanie igły w stogu siana”. Czytał wszelkie przypadki kliniczne, ale ponieważ nie miał żadnej wiedzy medycznej, nie wszystko rozumiał. Jednak doskonale pojął sens wiecznie powtarzającej się sekwencji: etiologia choroby nie jest znana, ale będziemy ją leczyć. Jakie mogą być efekty takiego podejścia? Łatwo przewidzieć.
Na pierwszy, dobry trop w wieloletnich badaniach, zaprowadził go… kot należący do kolegi syna, Dawida. Kiedy nastoletni, wówczas Dawid, wrócił do domu, miał silny katar i opuchliznę na twarzy. Na pytanie co wcześniej robił, odparł, że bawił się z kotem. Ale w domu Piaseckich także był kot! I nikt nie miał na niego uczulenia.
Przyczyna tego stanu rzeczy nie urodziła się z dnia na dzień, jednak w końcu wniosek pojawił się w sposób naturalny: każdy kot jest inny! Tak samo jak pies, koń, człowiek. I antygeny, które w sobie nosi są różne, w zależności od tego, jaką ma grupę krwi.
Wspomniane wcześniej antygeny grupowe, które wchodzą w skład płynów ustrojowych reagują błyskawicznie, gdy stykają się z obcymi antygenami.
A dzieje się to przecież nagminnie: w sklepie, tramwaju, szkole, pracy.
Nie ze wszystkimi jednak osobami wymieniamy płyny ustrojowe tak, jak z najbliższymi. Bliskość i intymność sprzyja szybszej i gwałtowniejszej reakcji. Jeśli nasze antygeny są niezgodne, to wystarczy przypomnieć sobie, że nieprawidłowa transfuzja grozi wstrząsem anafilaktycznym i zgonem.
Dzień w dzień dochodzi między ludźmi do niewidzialnej transfuzji - jak nazwał ją Emil Piasecki. Stąd tak wiele chorób o nieustalonej przyczynie, stąd objawy, które na chwilę znikają, by za moment pojawić się ze zdwojoną siłą.
To nie powinno nikogo dziwić, skoro dzielimy łóżko ze swoim „zabójcą”.
Nieświadomie, powoli uśmiercamy swoich najbliższych - tak, jak stało się to w przypadku żony Emila Piaseckiego.
- Kiedy tak ciężko chorowała, chciałem jej we wszystkim pomagać, być blisko - tłumaczy autor książki
- To jeszcze pogarszało jej stan. Gdybym wtedy wiedział to, co wiem dziś, wszystko mogło skończyć się inaczej.
Od roku 1901 roku, kiedy to dr Karol Landsteiner odkrył, iż ludzie dzielą się na cztery grupy różniące się posiadanymi antygenami i przeciwciałami.
To stworzyło podwaliny dzisiejszej immunologii. Badacze, Ludwik Hirszfeld i Emil von Dungern poszli dalej i odkryli prawa, na jakich odbywa się w naszych organizmach dziedziczenie grup krwi. To oni wprowadzili oznaczenia: A, B, AB oraz 0. Obowiązują one od 1928 roku na całym świecie.
Od tamtego momentu, przeprowadzanie transfuzji stało się bezpieczne.
Wiadomo, że aby przetoczyć krew od jednego osobnika do drugiego, musi być ona w 100 procentach zgodna. Co to znaczy? Że krew typu A można przetaczać tylko osobie z taką samą grupą, czyli również A. „Osobnicy B” mogą przekazywać krew tylko osobom B, id.
Aby to lepiej pojąć, trzeba zrozumieć mechanizm, jaki zachodzi podczas mieszania się składników krwi. Otóż, podczas tego procesu dochodzi do tzw. aglutynacji, czyli zlepiania się czerwonych krwinek. Jednak tylko wtedy, gdy są one ze sobą niezgodne, czyli na przykład surowica ludzi z grupą B, będzie zlepiała krwinki osób z grupą A, a dodatkowo, może je nawet rozpuszczać. Zjawisko to zwane jest hemolizą.
Przez pewien czas uważano ( część osób wciąż tak sądzi), iż osoba z grupą 0, może oddać swoją krew każdemu, ponieważ „zerówka” nie posiada antygenów, a tym samym nie powstaną przeciwciała odpornościowe.
To jednak nie jest prawda, co udowadniał Ludwik Hirszfeld, już w 1958 roku. Zjawisku temu poświęcono wiele publikacji, w których dochodzono do wspólnych wniosków: nie istnieje uniwersalny ani dawca, ani biorca.
To, co niezwykle ważne, to fakt, iż antygeny nie znajdują się tylko we krwi, ale we wszystkich płynach ustrojowych, takich jak ślina, pot, łzy, śluz, sperma tp. Jaki z tego wniosek? Mieszają się!
Emil Piasecki, który mimo, iż nie jest lekarzem, bada i opisuje te zjawiska od wielu lat . Dlaczego to robi? Ponieważ ponad 30 lat temu, zmarła jego żona.
Kiedy odeszła, była młodą, 39 - letnią kobietą. Najpierw nie mogła zajść w ciążę, później zdiagnozowano u niej cystę na jajniku, potem zaczęły się problemy ze stawami, w końcu stwierdzono gościec. Na tym jednak nie koniec. Pojawiły się zmiany skórne, problemy z oczami.
Wiele kuracji, wiele leków, długie pobyty w szpitalu pomagały tylko na chwilę.
W końcu, kobieta zmarła na zator płucny.
Emil Piasecki sam musiał zająć się adoptowanymi dziećmi. Lata płynęły, synowie zaczęli się usamodzielniać, a on zajął się na poważnie szukaniem przyczyny, dla której jego żona tak ciężko chorowała i w końcu przedwcześnie odeszła.
Jak sam mówi, na początku było to „szukanie igły w stogu siana”. Czytał wszelkie przypadki kliniczne, ale ponieważ nie miał żadnej wiedzy medycznej, nie wszystko rozumiał. Jednak doskonale pojął sens wiecznie powtarzającej się sekwencji: etiologia choroby nie jest znana, ale będziemy ją leczyć. Jakie mogą być efekty takiego podejścia? Łatwo przewidzieć.
Na pierwszy, dobry trop w wieloletnich badaniach, zaprowadził go… kot należący do kolegi syna, Dawida. Kiedy nastoletni, wówczas Dawid, wrócił do domu, miał silny katar i opuchliznę na twarzy. Na pytanie co wcześniej robił, odparł, że bawił się z kotem. Ale w domu Piaseckich także był kot! I nikt nie miał na niego uczulenia.
Przyczyna tego stanu rzeczy nie urodziła się z dnia na dzień, jednak w końcu wniosek pojawił się w sposób naturalny: każdy kot jest inny! Tak samo jak pies, koń, człowiek. I antygeny, które w sobie nosi są różne, w zależności od tego, jaką ma grupę krwi.
Wspomniane wcześniej antygeny grupowe, które wchodzą w skład płynów ustrojowych reagują błyskawicznie, gdy stykają się z obcymi antygenami.
A dzieje się to przecież nagminnie: w sklepie, tramwaju, szkole, pracy.
Nie ze wszystkimi jednak osobami wymieniamy płyny ustrojowe tak, jak z najbliższymi. Bliskość i intymność sprzyja szybszej i gwałtowniejszej reakcji. Jeśli nasze antygeny są niezgodne, to wystarczy przypomnieć sobie, że nieprawidłowa transfuzja grozi wstrząsem anafilaktycznym i zgonem.
Dzień w dzień dochodzi między ludźmi do niewidzialnej transfuzji - jak nazwał ją Emil Piasecki. Stąd tak wiele chorób o nieustalonej przyczynie, stąd objawy, które na chwilę znikają, by za moment pojawić się ze zdwojoną siłą.
To nie powinno nikogo dziwić, skoro dzielimy łóżko ze swoim „zabójcą”.
Nieświadomie, powoli uśmiercamy swoich najbliższych - tak, jak stało się to w przypadku żony Emila Piaseckiego.
- Kiedy tak ciężko chorowała, chciałem jej we wszystkim pomagać, być blisko - tłumaczy autor książki
- To jeszcze pogarszało jej stan. Gdybym wtedy wiedział to, co wiem dziś, wszystko mogło skończyć się inaczej.
Zapraszam na kolejne wpisy w tym temacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz